niedziela, 3 maja 2015

Chapter 2

Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy, ponieważ po udanej akcji wybraliśmy się na imprezę. Kiedy wróciłam, Chan czekała na mnie, chcąc znać szczegóły. Powiedziałam jej wszystko...no prawie wszystko. Niestety nie pamiętałam niczego co działo się w klubie. Mam tylko nadzieję, że nikt mi nic nie dosypał. A to jest dość prawdopodobne, zważając na to ile było tam ludzi. No cóż, tak kończą się zwykle takie wypady. Sama się o to prosiłam.
W trakcie przygotowywania obiadu, zadzwonił mój telefon. Z SMS-a dowiedziałam się, że za pół godziny mam się zjawić w naszym ulubionym skateparku. Oznaczało to, że zostało mi niewiele czasu. Włożyłam szybko miskę z płatkami dla mojej siostry do mikrofali i pobiegłam do swojego pokoju. Oczywiście wcześniej pośpieszając Chanel. Miała pecha, bo szła do szkoły na poranne godziny. Skierowałam się szybkim krokiem do łazienki, przedtem wyciągając z szafy czyste ubrania.
Wzięłam -BARDZO- szybki prysznic, narzuciłam na siebie przygotowany strój i nałożyłam na twarz makijaż. W jego skład wchodził jasny podkład, odrobina ciemnego pudru na policzkach, kreski zrobione eyelinerem oraz mocno różowa szminka. Pomimo mojego wizerunku, nie chciałam wyglądać na pustą czy jak kto woli plastikową. Zostały tylko włosy. Chwyciłam szczotkę w dłoń i zamaszystymi ruchami, rozczesałam moją czuprynę. Weszłam do mojej sypialni i przejrzałam się w dużym lustrze. Nie wyglądałam źle. Mogłabym się częściej tak spieszyć.
 Chociaż może wam się to wydać głupie, to uwielbiam róż. Nie, nie ulubiony róż siedmiolatek, tylko jasny, pudrowy róż. Dlatego też postanowiłam założyć taki, a nie inny sweterek. Do niego spódniczka, które również jest niczego sobie. Całość wykończona dodatkami wyglądała -moim zdaniem- uroczo.



Zbiegłam na dół zgarnęłam jeszcze potrzebne mi rzeczy i wciągnęłam na nogi jedne z moich ulubionych butów (bez rajstop).

Wystrzeliłam z domu jak poparzona, przedtem upewniając się, czy Chan na pewno pójdzie do szkoły. W biegu wyciągnęłam telefon z torby i sprawdziłam godzinę. Z ulgą stwierdziłam, że będę przed czasem. Kiedy znalazłam się na miejscu, przywitał mnie hałas kółek jadących po gładkich rampach. Kochałam patrzeć na skaterów. Zawsze mnie intrygowali. Naprawdę uwielbiali to robić. To widać. Ich to fascynuje, tak jak mnie, patrzenie na to. Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nie ma jeszcze nikogo z moich przyjaciół. Postanowiłam jeszcze trochę poobserwować chłopców na rampach. Jeden szczególnie przykuł moją uwagę. Był niesamowity. Obracał deskę w każdą możliwą stronę i nie zachwiał się ani razu. Nie dość, że wymiatał na rampie, to jeszcze jego wygląd przyprawiał mnie o zawał serca. Tak, chłopak był odwrócony plecami, ale to mi w najmniejszym stopniu nie przeszkadzało. Kiedy odwrócił się w moją stronę, najpierw zabrało mi dech, a następnie odjęło mowę. Nie, nie, nie. Uświadomiłam sobie, że się na niego gapię, więc natychmiast odwróciłam wzrok. Przed tym zdążyłam jeszcze zauważyć jego niebiański uśmiech. Nie mogę tak na niego patrzeć. Na Daniela!? Wow, schodzisz na psy Hailee. Uderzyłam się mentalnie w twarz. Jestem głupia. Mogłam przyjść spóźniona. Nagle przypomniałam sobie o słowach Tonego. Bądź na miejscu o 9:00. Potem zorientowałam się, że mam przestawiony zegarek, żeby się nie spóźniać i tak naprawdę jest dopiero 8:30. Ughh! Ponownie uderzyłam się w twarz, tylko tym razem na poważnie. Poczułam luz w uchu i dotykając go, uświadomiłam sobie, że wypadł mi kolczyk. Przykucnęłam i zaczęłam się rozglądać, bardzo dokładnie przeszukując ścieżkę oraz pobliski parking. Zaczęłam tracić już nadzieję na znalezienie zguby, ale wtedy poczułam dotyk na moim ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam dłoń z błyszczącym drobiazgiem na środku.
-Tego szukasz? -łobuzerski uśmiech wkradł się na jego pełne usta. 
-Umm..dzięki? - nie byłam pewna jak zareagować na miłe zachowanie chłopaka. Zaśmiał się, widząc moje zakłopotanie. Po czym mrugnął do mnie i odszedł. Trwałam w tej pozycji z lekko otwartą buzią jeszcze przez jakiś czas. Kiedy się "ocknęłam", usiadłam szybko na ławkę z nadzieją, że nikt mnie nie widział. Myślałam nad tym zdarzeniem aż do przyjścia reszty grupy. 
-Nad czym tak dumasz? - oczywiście zauważył wszystko Lucas. 
-Nad niczym. Tak tylko myślę o...wszystkim - odparłam, okłamując go bez wahania. Miałam w tym już wprawę. Kochałam go, tak jak i resztę paczki, ale nie przeszkadzało mi to aż tak w okłamywaniu go. To między innymi oni mnie tego nauczyli. Jeśli chodzi o niektóre sprawy, nie mogę się z nimi dzielić. Kiedy zebrali się już wszyscy, mięliśmy zacząć się bawić. Grać w butelkę, pić i takie inne. No, ale świętem by było, gdyby ktoś nam nie przeszkodził. Naszym oczom ukazało się pięć nie zaproszonych osób. Jedną z nich widziałam tu już wcześniej. Daniel. Zmiękły mi nogi. Spuściłam głowę, nie chcąc pokazywać mojego zakłopotania. Obok chłopaka stała jeszcze Lizzie i kilka innych idiotów. Antony z pogardą splunął na ziemię, pokazując im swoje obrzydzenie. 
-Czego tu chcecie? - zapytała od niechcenia Bianca. 
-Nie jesteśmy tu do ciebie, więc z racji swojej zamknij już usta, bo mogą się one przydać do o wiele przyjemniejszych rzeczy suko - moja blond włosa przyjaciółka była w szoku, ale posłuchała się i odsunęła. Ja również nie mogłam do końca uwierzyć w to co usłyszałam. Becca i Sum oddaliły się, aby porozmawiać po cichu z Biancą. 
-Jeszcze raz. Czego od nas chcecie? - warknął Tony. 
-O nie, nie, nie. Nie od was. Tylko...od niej - podniosłam głowę, aby sprawdzić o kogo chodzi, ale ku mojemu zdziwieniu, wzrok Daniela skierowany był tylko na mnie. Zlustrował mnie od góry do dołu, po czym uśmiechnął się łobuzersko. Simone twardo ustała tuż obok mnie i opiekuńczo objęła ramieniem, tym samym dając chłopakowi do zrozumienia, że ona nie da się tak łatwo zmylić. 
-Och, Simone. Daj spokój. Chcę tylko zamienić parę słów z twoją małą przyjaciółeczką. - przechylił głowę na bok. - Wyobraź sobie, że darzę cię jeszcze jakimś szacunkiem, więc zadbaj o to, żeby tak zostało i odsuń się od niej - powiedział tym razem nieco ostrzej. Dziewczyna nadal pewnie stała przy moim boku. 
-Chyba śnisz. Jeśli myślisz, że dam ci się do niej zbliżyć to się grubo mylisz. - warknęła Simone. 
-Naprawdę, spierdalaj już stąd śmieciu. No chyba, że chcesz, żeby zrobiło się nieciekawie. -poparł ją Tony.
-Lucas, bądź tak miły i ogarnij tych twoich...przyjaciół - ostatnie słowo wymówił z pogardą w głosie. 
-Dajcie już spokój. Ja...pogadam z nim - odparłam cicho, ale jestem pewna, że każdy to usłyszał. Wysunęłam się delikatnie z objęć Simone i podeszłam do Daniela. Byłam bardzo blisko, ale czułam się wyjątkowo bezpieczna. Coś mówiło mi, że mnie nie skrzywdzi. 
-No co się tak gapicie!? Chyba powiedziała, że ze mną pogada, tak!? A teraz spierdalać! - skrzywiłam się na te ostre słowa. Wszyscy odsunęli się na bezpieczną odległość. Lucas, Simone i Tony nadal stali wystarczająco blisko, aby w razie czego mi pomóc. Daniel zbliżył się tak, że teras stał baaardzo blisko mnie. Górował nade mną wzrostem. Mimo moich wysokich obcasów, sięgałam mu do klatki piersiowej. Zachichotał cicho, widząc tę różnicę. Nachylił się powoli do mojego ucha i wyszeptał:
-Ładnie dziś wyglądasz, wiesz? Ale nie po to przyszedłem. Chciałem ci...podziękować - westchnął zakłopotany swoimi własnymi słowami. Dosłownie opadła mi szczęka. Spojrzałam w jego piękne oczy, aby upewnić się czy mówi prawdę. Mówił. 
-Ale, ale za co? 
-Zdjęcia -oświeciło mnie. - To jedyna pamiątka po moich rodzicach. Myślałaś, że się nie dowiem, że to wy? -uśmiechnął się delikatnie przy moim uchu, tak aby nikt tego nie widział. 
-Wydasz nas? 
- Nie, byłbym głupcem. Nawet nie zostawiliście po sobie śladu -zaśmiał się uroczo. 
-Skąd wiedziałeś, że to ja byłam w twojej sypialni? 
- To proste. Luca i Tony nie zostawili by nic z mojego pokoju. Blondyna nawet by tam nie weszła. Becca trzyma się zawsze z tą suką - tu spojrzałam na niego ostrym wzrokiem. -Sorry no. Wracając...Summer zwykle zostaje na czatach. W tym jest najlepsza. Ty nie puściłabyś siostry na akcję, więc Simone z nią siedziała. Zostałaś mi tylko ty. - przelotnie zerknął mi w oczy. - Jeszcze jedno. Udawaj, że ci groziłem z powodu jakiegoś nieporozumienia naszych rodzin. OK? -Ostatni raz spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową. - Bądź wściekła - wczuwając się w rolę, zacisnęłam pięści.
-No cóż..pa - kiwnęłam mu na porzegnanie
-Do zobaczenia.


I jak.? Może być? 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)

środa, 29 kwietnia 2015

Chapter 1

-Nienawidzę ich! Jego i tej całej bandy! -doskonale zdawałam sobie sprawę, że my też tworzymy swego rodzaju bandę, ale teraz mi to nie przeszkadzadzało. Miałam już serdecznie dosyć tego dupka! Oczywiście szybko się pojawił, zepsuł nam zabawę i szybko zniknął.  No coż zanim odeszli, zdążyłam się jeszcze obrzucać wyzwiskami z Lizzie.. .Ona strasznie działa mi na nerwy! Osobiście nie bluzgam do innych i nie unoszę się zbyt często, ale to co innego. Nie pozwolę nikomu obrażać mnie jak i moich przyjaciół.  Ugh.!!
-Daj już spokój Hail..Wiesz jacy oni są. Teraz musimy raczej pomyśleć jak się zemścić- z zamyślenia wyrwał mnie głos Lucasa obejmującego mnie w pasie. Od razu wiedziałam co ma na mysli mówiąc zemsta. Zwykle jesteśmy pokojowo nastawieni do mieszkańców Hamilton, ale nie zawsze i nie jeśli chodzi o nich. Cała ich grupa jest jedną wielką kupą kłamstw! Mówią, że cenią w sobie naturalność i udają lepszych od nas. Tak naprawdę to połowa z nich była kiedyś kotami, między innymi Daniel i Lizzie. Golden armors, bo tak się nazywają, składa się z kłamców, byłych kotów, a no i idiotów. Daniel nadal ma tunele, a blondyna kolczyk w nosie, po czym łatwo rozpoznać to kim byli. Zapytacie czemu od nas odeszli? Już wam mówię. Otóż byli zbyt słabi umysłowo, aby być na naszym poziomie, a no i jeszcze nie mogli znieść nazwy "kot". Jak dla mnie to normalka, ale jak ktoś ma pusto w głowie, tak jak na przykład Liz...
-Co planujesz?- zapytałam z ciekawości. Spojrzenia skierowały się w naszą stronę. Miałam ochotę trochę narozrabiać.
-Już wam wszystko tłumaczę...


***

-Napewno wszystko gotowe? -Dopytywał się Antony. Skinęłam głową na znak, że możemy zaczynać. Chłopak ruszył szybkim krokiem, pochylając się dla bezpieczeństwa. Zaraz za nim Becca, której błękitne włosy, teraz przysłaniała czarna czapka. Kiedy ja dotarłam do muru, na który miałam się wspiąć - co przychodziło mi z ogromną trudnością, ponieważ moje ciało było wyjątkowo obolałe -, poczułam męskie dłonie na talii. Lucas z ogromną łatwością uniusł mnie w górę. Po drugiej stronie Antony objął mnie delikatnie, pomagając zejść. Dzięki obecności tej niesamowitej dwójki chłopaków, czuję się bezpiecznie nawet w takich momentach jak ten, który zaplanowaliśmy. 
-Uhm..dzięki -powiedziałam ściszonym głosem. 
-Do usług - Lucas, który był już po naszej stronie, zasalutował równocześnie z Tonym. Zakryłam usta, ukrywając błąkający się na nich uśmiech. Staliśmy chwilę w bezruchu, zanim ciszę przerwał zniecierpliwiony głos Summer.
-Ruszcie się wreszcie! Do roboty ludzie! - krzyczała na nas szeptem. 
-Okej, okej - burknęłam.
-Wrzuć na luz Sum - sapnął jej już poirytowany Tony.
-Dajcie już wszyscy spokój i chodźcie - wtrąciła się w ich kłótnię Rebecca. Wszyscy potulnie jej posłuchaliśmy i skupiliśmy się ponownie na robocie. Kiedy zobaczyliśmy odjerzdżające czarne BMW e60, wiedzieliśmy, że już czas. Ruszyliśmy w stronę nie kamerowanej części podwórka, po czym wspięliśmy się po rynnie do otwartego okna. Ca za idiota zostawia otwarte okno w tej okolicy? Nieważne. Wparowaliśmy do środka, zostawiając Summer na czatach. Rozglądałam się po czerwono-czarnym pokoju. Zgaduję, że to jego sypialnia. W rękach osłoniętych rękawiczkami, kurczowo trzymałam kij baseballowy. Widząc te wszystkie rodzinne zdjęcia, nie miałam serca ich niszczyć, więc skierowałam wzrok na coś - moim zdaniem - mniej cennego, czyli telewizor. W sumie koszty naprawienia tych zniszczeń to dla niego pikuś, ale jako ostrzeżenie zadziała świetnie. Nie wachając się, zamachnęłam się mocno i uderzyłam w drogi sprzęt. Później porozrzucałam jeszcze ubrania po podłodze, łóźku i innych zakamarkach. Wiedziałam, że kiedy chłopcy przyjdą sprawdzić jak sobię radzę, nie będą zadowoleni z porządku jaki zostawiłam na półkach. Jednym ruchem zgarnęłam zdjęcia do szuflady i wyciągnęłam jakąś kartkę. Nabazgrałam na niej tylko:
"Nie miałam serca ich zniszczyć..".
Liścik wrzuciłam w to samo miejsce co fotografie. Wyszłam z sypialni, zostawiając w niej chaos i nieład. Ruszłam w stronę hałasu. Tak jak się spodziewałam, w salonie panował jeszcze większy nieporządek, który spowodowali Lucas z Antonym. Do pomieszczenia wparowały zmęczone dziewczyny. Bianca rzuciła torbę, do której schowaliśmy kije, na podłogę i sama przycupnęła obok. Chłopcy również zostawili liścik, ale tym razem dla zmyłki. Na kartce zapisali:
"To tylko ostrzeżenie. Nie powinieneś zatapiać się w długach. "Oddaj forsę", a dam ci spokój!! Ha. Z poważaniem twój misiaczek. :*", po czym zostawili ją na widoku. List miał zmylić policję, która z resztą właśnie zmierzała w naszą stronę. Nasunęliśmy kominiarki na twarze i kolejno wyskakiwaliśmy przez to okno, którym przyszliśmy. Summer już cekała na nas w pobliskich krzakach. Kiedy dotarliśmy do niej, dziewczyna przejęła od nas torbę.
-Trzeba się tego pozbyć -rzuciła, po czym ruszyła biegiem w stronę muru. My zaraz za nią. Poczułam, że jeszcze pożałuję tej litości...



No i jest pierwszy rozdział! Może być? Mam nadzieję...
Proszę o wasze szczere opinie.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;3

wtorek, 28 kwietnia 2015

Prologue

Cześć. Jestem Hailee. Mam przyjaciół i wrogów. Nie wiem czy można powiedzieć o mnie nudna lub zwyczajna...W tej części Hamilton jest nas wielu. Nas, czyli ludzi wyróżniających się odrobinę "ciekawszą" fryzurą, "ładniejszym" odcieniem włosów czy piercingiem. Dla mnie norma. Wszyscy mamy imiona, lecz ci "lepsi" nazywają nas kotami. Moim zdaniem to swego rodzaju oznaka rasizmu i nietolerancji...ale jak kto woli. Osobiście już przywykłam do określenia kot, reszta chyba też. Fakt, to dosyć trafna nazwa, bo kiedy ktoś jest na tyle głupi aby nas zaczepić, potrafimy pokazać pazurki. Czasem nawet zadrapać, jeśli wiecie o co chodzi...


***

-Chanel rusz tę swoją zgrabną dupę i chodź! - po raz kolejny upomniałam siostrę, krzycząc z dołu.
-Już biegnę! - odpowiedziała pośpiesznie, niemal potykając się na schodach.
-Przez ciebie się spóźnimy -zmrużyłam groźnie oczy mówiąc to.
-Daj już spokój. Dobrze wiesz, że na nas poczekają - rzuciła mi lekko poirytowane spojrzenie.
-Wiem -burknęłam, po czym wyszłyśmy na zewnątrz i ruszyłyśmy przed siebie.
Wyjęłam mojego i'phona i puściłam kawałek Thirty Seconds to Mars "This is War". Po drodze śpiewałyśmy piosenkę razem z wokalistą, bo obie znałyśmy cały tekst. Kiedy dotarłyśmy na miejsce, reszta już na nas czekała. 
-Hej Sam! -przywitałam się z przyjaciółką.
-Hailee, jesteś wreszcie! -rzuciła mi się na szyję, a jej piękne włosy połaskotały moją skórę. 
-Uhm...cześć Antony -zaczerwieniłam się lekko, zauważając chłopaka, którego wcześniej nie dostrzegłam. Nieatety nie dane mu było mu odpowiedzieć, ponieważ przerwał mu czyjś głos.
-Witajcie kocury. Stęskniliście się? - Daniel posłał mi zniewalający, łobuzerski uśmiech. 
Cały wypad diabli wzięli..




Z góry przepraszam za wszystkie błędy...pisałam to na telefonie i nie zdążyłam sprawdzić. Jak podoba się prolog? Wiem, nudny xd Ale przydałoby się kilka komentarzy dla motywacji.. c:


CZYTASZ=KOMENTUJESZ